niedziela, 9 czerwca 2013

Rodział I


***************************
                       Ewa

     Ten dzień miał być wspaniały, obudziłam się nawet w dobrym humorze! Świadomość, że dziś jest ostatni dzień szkoły, dodała mi sił. Niestety, w kuchni zastałam niemiłą niespodziankę... Wystarczył tylko jeden rzut okiem na okno i wszystkie plany poszły w łeb...
     Słynna Londyńska pogoda nie odpuściła nawet w pierwszy dzień wakacji. Ponuro otworzyłam szafkę kuchenną, w poszukiwaniu czegokolwiek do jedzenia. Cóż, po niedzieli nigdy nie ma świeżych składników, więc zdecydowałam się na tradycyjne płatki z mlekiem.
     Kiedy tylko usiadłam do stołu, usłyszałam grzmot na tyle potężny, że mógłby śmiało konkurować z muzyką puszczoną na FULL w radiu. Przestraszyłam się nie na żarty. O wiele lepiej czułabym się z kimś w towarzystwie, ale nie odważyłam się obudzić rodziców. Pracują od 10.00 do 16.00, więc mogą sobie jeszcze pospać.
     Zerknęłam na zegarek, była godzina 07.07. ,,Ktoś o mnie myśli'' - pomyślałam.
     Takie głupie dziecinne powiedzonko, lecz ma swoją magię... To takie słodkie, pomyślałam o Oleńce. Ostatnio nie miałam dla niej zbytnio czasu. Wszyscy ostatnio są bardzo zabiegani.
     Kiedy miałam już wyjść do szkoły, coś mnie tknęło. Po cichu weszłam do pokoju mojej siostrzyczki. Ku mojemu zdziwieniu mała nie spała.
- Ewa! - wykrzyknęła
- Ciii! Bo zbudzimy rodziców.
- Ale ja cie się z tobą pobawić.
- Idę teraz do szkoły - momentalnie zrobiło mi się żal Oli
- Dobzie, pobawimy się, jak wróciś - moja siostrzyczka wyglądała tak słodko - Idź, bo sie spóźniś!
     Wychodząc zobaczyłam, że jest już 7.45! Sprintem dopadłam do drzwi wejściowych, wybiegłam na dwór i puściłam się biegiem pośród domów-bliźnaków. Okolica nie była zbyt ciekawa, wszystkie mieszkania wyglądały identycznie. Gdyby nie poszczególne cechy ogrodów i numerki na drzwiach, szybko zapomniałabym, gdzie jest mój dom.
     Szkoła znajdowała się 10 minut drogi od mojego domu, więc dotarłam do niej tuż przed dzwonkiem. Nauczyciele nie odpuścili nam nawet ostatniego dnia. Chociaż nie mieliśmy książek, nadal wygłaszali swoje mowy. W sumie, to cieszyliśmy się z tego. Można było sms-ować, rzucać (hmmm... dosłownie wszystkim) po klasie, gadać itp.
     Nie jestem typem dziewczyny, która nie rozstaje się z telefonem, więc szybko wdałam wojnę piórnikową. Nagle ktoś krzyknął: ,,saper na dachu!'' i wszyscy schowaliśmy się pod ławki, co sprawiło, że nauczyciele się już poddali.
     Dopiero po historii i geografii była akademia. Dyrektor też czuł już wakacje, więc popaplał tylko trochę o bezpieczeństwie w wakacje. Nasz szkolny DJ, czyli jakiś chłopak z 2b, puścił jeszcze jakąś piosenkę o wakacjach i byliśmy wolni.
     Całe dwa miesiące wolnego! Pogoda też zdawała się to świętować.
     Pomyślałam o Polsce. Przeprowadziłam się do Londynu, kiedy Ola przyszła na świat. Do tej pory wysyłam smsy i maile do mojej koleżanki, Mai Bartczak. Wiem od niej, że teraz pali papierosy i bardziej interesuje się chłopakami. Nie ukrywam, brakuje mi jej. Niestety, wyjazd z Polski do Londynu dużo kosztuje. Ciekawe, czy Maja myśli o mnie teraz...

***************************

I jak? Podobało się? Jak tak, to odwiedź jeszcze kiedyś mojego bloga :)

2 komentarze:

  1. Bardzo fajne! Czekam na ciąg dalszy...;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ładnie piszesz :D Zazdroszczę, nigdy nie miałam talentu do pisania hehe :)

    OdpowiedzUsuń